Ta kraina na wschodzie II Rzeczypospolitej, malownicza, niebogata, ale zgodnie kiedyś zamieszkiwana przez wiele narodowości, stała się symbolem antypolskiej czystki etnicznej z 1943 roku. Osiemdziesiąt lat temu nacjonaliści z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) rozpoczęli napady na polskich mieszkańców wiosek, najpierw na Wołyniu, później również w innych regionach. Niemieckie władze okupacyjne nie zrobiły nic, by chronić cywilów, choć to na nich spoczywał ten obowiązek. W efekcie na samym Wołyniu zginęło kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Łącznie, w wyniku akcji nacjonalistów, życie straciło około 100 tysięcy ludzi.
Polacy odpowiedzieli akcjami odwetowymi, które, według opinii historyków, kosztowały życie kilkanaście tysięcy Ukraińców.
Od osiemdziesięciu lat tamte wydarzenia są niezabliźnioną raną. I największym, wciąż powracającym sporem historycznym między naszymi krajami.
Osiemdziesiąta rocznica tamtych wydarzeń wydaje się dobrą okazją, abyśmy – Polacy i Ukraińcy – zastanowili się, co zrobić, by tragedia Wołynia przestała nas dzielić. Byśmy wspólnie wyciągnęli z niej wnioski. I mogli razem iść dalej ku wolnej od nienawiści i przemocy przyszłości.
Przedwojenny Wołyn był krainą zamieszkiwaną przez wiele narodowości: w wioskach i miasteczkach można było spotkać Ukraińców, Polaków, Żydów, Czechów, Ormian, a nawet Tatarów. Polacy stanowili tam jedynie 16% populacji. Większość to byli Ukraińcy. Podobnie w Galicji Wschodniej, gdzie Polaków zamieszkiwało około 30%. Ci, którzy mieszkali w wioskach, zazwyczaj żyli równie biednie.
Pomimo różnic, ludzie pamiętajacy przedwojenny Wołyn wspominają go jako sielskie, spokojnemiejsce do życia. Choć w opowieściach Ukrainców czesto pojawia sie żal, że byli przez Polaków dyskryminowani. Osoby z ukraińskim pochodzeniem nie miały szans na karierę w administracji państwowej. W przedwojennej Polsce nie utworzono również uniwersytetu, gdzie język ukraiński byłby jezykiem wykładowym. Polska na obszarach zamieszkiwanych przez Ukrainców osadzała kolonistów, których obecność miała zmieniać niekorzystne proporcje demograficzne.
Klęska walk Ukraińców o swoje państwo w latach 1917-1921 popchnęła część z nich, zwłaszcza młodzież, w kierunku radykalnego nacjonalizmu. Jedna z głównych założonych wtedy organizacji była OUN - Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, której jednym z liderów był Stepan Bandera. Organizacja przeprowadzała w II Rzeczypospolitej zamachy terrorystyczne. Z jej rąk zginął minister spraw wewnętrznych Bronisław Pieracki. Organizatorem zamachu był właśnie Bandera, którego polski sąd skazał na karę śmierci - później wyrok zamieniono na dożywocie. Ukraińscy nacjonalisci planowali również zamach na Józefa Piłsudskiego.
Ideolog tej organizacji, Mychajło Kołodziński, jako pierwszy, jeszcze w latach 30., opracował plany czystki etnicznej na Wołyniu i w Galicji.
Bandera wyszedł z wiezienia, opuszczonego przez polskich strażników, we wrześniu 1939 roku. Zaczął kolaborować z III Rzeszą. 30 czerwca 1941 roku, w okupowanym przez Niemców Lwowie, OUN ogłosiła niepodległość Ukrainy. Niemcy stanowczo się sprzeciwili i w odpowiedźi internowali Stepana Bandere.
Gdy Niemcy zaczęli ponosić klęskę na froncie wschodnim, OUN uznał, że lepszego momentu na zawalczenie o niepodległośc nie będzie. Powołano do życia UPA - Ukrainska Powstańcza Armię. Na jej czele stanął Roman Szuchewycz. I niemal z marszu zaczął realizować powstały w latach 30. plan czystki etnicznej.
Zaczęto w lutym 1943 roku od wioski Parosla, gdzie zabito około 150 osób. Następnie UPA atakowała kolejne zamieszkałe przez Polaków wioski -często przeprowadzając ataki tak, by wyglądały na spontaniczne akcje chłopskie. Akcje te cechowało bardzo duże okrucieństwo. Znów - miało to sprawić, że będą one wyglądały jak chłopskie powstanie przeciw polskim panom. Niejednokrotnie miejscowych chłopów ukraińskich nakłaniano lub przymuszano do współdziałania.
Kulminacją antypolskiej akcji był 11 lipca, tak zwana „krwawa niedziela”. Tego dnia zaatakowano niemal sto miejscowości. W lipcu 1943 roku na Wołyniu zginęło kilkanaście tysięcy ludzi. Łacznie, w ciągu akcji z 1943 i 1944 roku, na samym Wołyniu zabito ponad kilkadziesiąt tysiecy Polaków.
Jednym z symboli tamtych wydarzeń sa ruiny starego, pokarmelickiego kościoła w Kisielinie, gdzie zaatakowano zebranych tam Polaków.
Ale kiedy jedni rzucili się do zabijania, drudzy ruszyli, by ratować.
Wsród Ukrainców na Wołyniu znalazły sie tysiące osób, które ryzykowały swoje zycie, aby pomóc prześladowanym polskim sąsiadom. Mimo zagrożenia życia ze strony nacjonalistów, ci bohaterowie dawali schronienie Polakom w swoich domach, piwnicach, pomieszczeniach gospodarczych. Inni - nosili jedzenie do lasu, gdzie niektórzy ukryli się przed oprawcami.
Choć nie znamy konkretnych danych na temat skali ukrainskiej pomocy, wiemy, ze były to tysiace ludzi. Niemal kazdy, komu udało sie ocalec z rzezi wołynskiej, wspomina jakiegos Ukrainca, który sie do tego przyczynił.
Mała Hania urodziła się w polskiej rodzinie we wsi Gaj, która została wymordowana 30 sierpnia 1943 roku. Nie znamy jej prawdziwego imienia.
Kilka dni po masakrze grupa Ukraińców z sąsiedniej wsi Kaszówka została zmuszona, by pojechać do Gaju pochować zmarłych. Tam znaleźli mała, dwuletnią dziewczynkę, która cudem uniknęła śmierci. Siedziała sama, posród zabitych, głodna i spragniona, z pustym kubkiem w reku.
UPA kazała zabijacć wszystkich, nawet małe dzieci. Ale Ukraińcy, ryzykujac życiem, postanowili ocalić dziewczynkę. Cała wies wzięła na siebie to ryzyko. Mała Hanię do swojego domu przygarnęło małżeństwo Fedora i Kateryny Bojmistruków.
Pani Hanna została wychowana przez Bojmistruków. Jak podkreśla - jej przybrani rodzice traktowali ją bardzo dobrze. Zawsze czuła się przez nich kochana.
O swoich polskich korzeniach dowiedziała się już jako dorosła osoba. Kilka razy próbowała odszukać polskich krewnych. Niestety, nigdy się to nie udało.
Dziś ma 82 lata. Nigdy nie była w Polsce, ale nie straciła nadziei, że polska rodzina kiedyś ją odnajdzie.
Ukrainiec Łukaszko Kalennyk, ojciec pani Ołeksandry Wasejko, zwanej Panią Szurą, pracował przed wojną u swoich polskich sąsiadów przy żniwach. Był także weteranem wojny polsko-bolszewickiej.
W 1943 roku banderowcy próbowali go zmusić, by się do nich przyłączył. Ale Łukaszko nie chciał zabijać swoich sąsiadów. A ponieważ jeszcze przed wojną, w trakcie prac gospodarczych, stracił oko, miał wiarygodny pretekst, by odmówić.
W czasie tych tragicznych miesięcy jeździł po polskich wioskach i ostrzegał o szykowanych przez UPA napadach. A gdy do napaści już doszło, ryzykując życiem, pomagał Polakom ukrywać się w lasach.
Łukaszko był też świadkiem egzekucji dokonanej przez UPA na polskiej rodzinie. Banderowcy kazali mu pochować ciała zabitych w bezimiennej mogile w lesie.
Po wojnie Łukaszko zabrał tam swoją córkę, sześcioletnią Ołeksandre, i kazał jej dobrze zapamiętać miejsce pochówku. Sam zaś na sosnach, pod którymi leżeli Polacy, wyciął trzy krzyże. Córce powiedział, że kiedyś, w przyszłosci, prawdopodobnie przyjadą tu znowu Polacy i będą szukać swoich. „Mnie już wtedy nie będzie - mówił. -Ale ty im pokażesz, gdzie są pochowani”.
Swoje dzieci Łukaszko wychowywał w duchu przyjaźni z Polakami. Córka, pani Ołeksandra Wasejko, zwana Pania Szurą, pamięć o tym miejscu przechowała przez sześćdziesiąt lat. Dzięki niej udało się odnaleźć w lesie groby trzech osób. Ołeksandra Wasejko do dziś modli się za przyjaźn polsko-ukraińską i za pokój między naszymi narodami. Modlitwę Ojcze nasz mówi wyłącznie po polsku.
W 2019 roku, na wniosek Instytutu Pileckiego, została odznaczona przez Prezydenta RP Medalem Virtus et Fraternitas za opiekę nad miejscami pochówku Polaków i pomoc w odnalezieniu miejsca masowych grobów Polaków pomordowanych w Woli Ostrowieckiej i Ostrówkach.
Spośród kilkudziesięciu tysięcy Polaków zabitych na Wołyniu pochowanych zostało do tej pory zaledwie pięć tysięcy. Część jeszcze w czasie rzezi, bo w niektórych miejscowościach było to możliwe. Reszta – w trakcie ekshumacji. Pozostali wciąż spoczywają tam, gdzie zostali zabici.
Pierwsze ekshumacje przeprowadzał dr Leon Popek w Ostrówkach Wołyńskich i Woli Ostrowieckiej. Jak podkreśla: „Większość naszych przodków do tej pory leży albo tam, gdzie zostali zabici, albo w tak zwanych dołach śmierci, gdzie zrzucono ich ciała. Do dziś są groby, w których leży po kilkaset osób, nietknięte od 1943 roku”.
Wszystko dlatego, że dwustronne rozmowy na temat ekshumacji na Wołyniu między Polską a Ukrainą nigdy nie były łatwe, a w dodatku od kilku lat są zablokowane.
Ukraińcy traktują UPA głównie jako bohaterów walki ze Związkiem Sowieckim, a wielu z nich nie wie, co wydarzyło się na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Większość ukraińskich historyków uważa rzeź za wzajemne walki między Polakami a Ukraińcami, nie zaś za zaplanowaną czystkę etniczną. Niektórzy obawiają się, że potępienie UPA będzie oznaczało potępienie walki Ukrainy o niepodległość.
Polacy zaś mają do Ukrainy żal o nazywanie ulic i placów nazwiskami banderowców, w tym sprawców rzezi, niezdolność do uznania odpowiedzialności UPA za mordy oraz blokowanie przeprowadzenia ekshumacji ofiar i ich chrześcijańskiego pochówku.
Korzysta na tym Rosja, która od wielu lat próbuje wykorzystywać tragedię Wołynia, by dzielić Polskę i Ukrainę. Problem ten był widziany przez wielu, w tym Jana Pawła II, który kilkukrotnie wzywał do polsko-ukraińskiego pojednania. . „Odczuwa się konieczność pojednania, które pozwoliłoby spojrzeć na teraźniejszość i przyszłość w nowym duchu” – pisał w liście do biskupów z Polski i Ukrainy w 60. rocznicę rzezi. W trakcie wizyty w Ukrainie w 2001 roku, we Lwowie mówił zaś do samych Ukraińców: „czas już się oderwać od bolesnej przeszłości. […] Niech przebaczenie – udzielone i uzyskane – rozleje się niczym dobroczynny balsam w każdym sercu. Niech dzięki oczyszczeniu pamięci historycznej wszyscy będą gotowi stawiać wyżej to, co jednoczy, niż to, co dzieli, ażeby razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, na braterskiej wspólnocie, braterskiej współpracy i autentycznej solidarności”.
Pojednanie rozumiane w ten sposób nie oznacza zapomnienia. Oznacza natomiast możliwość pójścia dalej, z szacunkiem i rozumieniem tego, co się wydarzyło. Oznacza próbę spojrzenia w przyszłość, która nie może być determinowana przez przeszłość.
Wszystko zmieniło się, gdy w lutym 2022 roku Rosja dokonała wielofrontowej inwazji na Ukrainę. Polacy tłumnie pomogli uchodźcom z Ukrainy. Miliony ludzi uciekających przed wojną znalazły nad Wisłą schronienie. W każdym polskim mieście organizowano pomoc dla gości z Ukrainy. Polacy okazali im solidarność, która zaskoczyła chyba nawet ich samych.
Przejścia graniczne, dworce kolejowe, a także utworzone niemal we wszystkich miastach punkty pomocy zapełniły się wolontariuszami z całej Polski, którzy przygotowywali jedzenie, zapewniali uchodźcom pomoc prawną i logistyczną - choćby w znalezieniu lokum czy transportu.
Polacy otworzyli swoje domy i serca, co - biorąc pod uwagę skalę migracji - nie miało wcześniej precedensu w żadnym miejscu na świecie. Po obu stronach granicy ludzie zrozumieli, że walka z wrogiem, który zagraża i Polsce, i Ukrainie, powinna nas zjednoczyć. I pomóc pokonać demony przeszłości.
Ukraińcy, by podziękować za postawę Polaków wobec uchodźców z ich kraju, zaczęli spontanicznie porządkować polskie cmentarze na Wołyniu. Przez nikogo nie namawiani, zorganizowali się sami i posprzątali polskie cmentarze w Ostrówkach, Rymaczach, Lubomli, Hołobach, Przebrażu, Złoczówce, Kisielinie, Kowlu, Boremlu i Skurczu. Wielu Polaków nie kryło łez wzruszenia. Ukraińcy w tym roku zapowiadają kolejną odsłonę tej akcji.
Również ze strony ukraińskich polityków zaczął płynąć inny przekaz niż do tej pory. Rusłan Stefanczuk, przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej, powiedział 25 maja 2023 roku w polskim Sejmie: „Zaakceptujemy prawdę bez względu na to, jak bolesna może ona być”. Zapowiedziano też odblokowanie procesu ekshumacji. W Ukrainie coraz więcej osób widzi, że spór z Polską o Wołyń nie służy żadnej ze stron.
Polska i Ukraina w obliczu rosyjskiej agresji na naszego sąsiada stanęły przed historyczną szansą na pojednanie.
Powstają oddolne polsko-ukraińskie inicjatywy, które mają pomóc zbliżeniu w sprawie Wołynia.
Na zdjęciu - Karolina Romanowska, której duża część rodziny została wymordowana w Ugłach na Wołyniu, i Julia Kowalczuk, Ukrainka z Wołynia, której dziadek był zaangażowany w czasie rzezi w pomoc Polakom.
Osiemnastu członków rodziny Karoliny zginęło w trakcie ataku UPA na Ugły 12 maja 1943 roku. Wśród tych, którzy przeżyli, rzeź wołyńska przez wiele lat była tematem tabu. Romanowska dopiero jako dorosła osoba wybrała się po raz pierwszy na Wołyń, by zobaczyć miejsce, gdzie mieszkali jej najbliżsi. Na podstawie jej wędrówki po Wołyniu powstał film dokumentalny Sad dziadka
Wróciła z Ugieł z mocnym przekonaniem, że na traumie nie da się budować przyszłości. W Polsce założyła Stowarzyszenie Polsko-Ukraińskie Pojednanie. Jej przyjaciółka z Ukrainy, Julia Kowalczuk, słysząc historie opowiadane przez Karolinę, zapytała swoją babcię, co pamięta z 1943 roku. Dowiedziała się o dziadku, który ratował swoich polskich sąsiadów w jednej z wiosek.
Kowalczuk jest jedną z pierwszych osób, które Romanowska zaprosiła do współpracy. Obie planują przyciągnąć jak najwięcej ludzi z obu stron granicy i wspólnie szukać sposobu, by mówić prawdę o Wołyniu. I by rzeź z 1943 roku przestała nas dzielić.
Joanna: Bardzo ważna i potrzebna inicjatywa. Jak najwięcej takich, z których obie strony mogą się dowiedzieć, jak było, bo tylko na prawdzie można budować prawdziwe pojednanie. Ciekawa jestem czy są planowane, a może już prowadzone, podobne akcje na Ukrainie?
Jerje: Це повинні пам'ятати, але надіюсь що час та історія все поставить на свої місця.
Adam: Wyważona, prawdziwa, mądra w warstwie słów i obrazów. Ale to początek długiej drogi. Obyśmy jak najszybciej doszli do pierwszego poziomu pojednania.
Dorota: Oprócz wystawy, polecam książkę pana Witolda "Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia"
Gal Anonim: Bardzo fajna wystawa i potrzebna inicjatywa!
Krystyna: Tak,takie inicjatywy są bardzo potrzebne. Za mało się o tym mówi niech ludzie znają prawdę ja ją znam z opowiadań rodziców i jest bardzo okrutna a tym co zostali zamordowani należy pamiętać
Agniesza: Bardzo ważna i potrzebna wystawa, opowieść! Niezwykle wrażliwe i uważna na wielość historii narracja. Jestem poruszona, chciałabym, aby zobaczyło ją jak najwięcej osób.
Artur ortenblad: Very nice to know this story
Юрій: Дуже важлива,цікава і потрібна виставка, покоління повинно пам'ятати історію свого народу і берегти її.
Karyna: Дуже важлива тема! Важлива для обох народів. Дякую за Ваші матеріали та те, що вони не упереджені і не однобокі.
Witold Szabłowski
dr Łukasz Adamski, dr hab. Jan Pisuliński
Tubielewicz Studio
Tomasz Sowa-Szenk
Norbert Nowocin
Paweł Bysko
Piotr Jagiełło-Szostak
Katarzyna Lemańska
Grzegorz Kaska, Magdalena Kędziera, Katarzyna Lemańska, Agata Madaj, Bartłomiej Miąsko, Wioletta Milej, Anna Okapiec, Anna Pławecka, Kalina Stufka, Mateusz Toma, Elżbieta Trochimiak-Marek, dr Bartosz Wieczorek, Marzena Zielonka
Michał Senk
dr Leon Popek, prof. dr hab. Rafał Motyka, Misja Charytatywna „Dobro Czynić”